Hear my regards to soul and romance...
Gerard przetarł oczy i spojrzał na zegarek stojący na
stosie książek. Dochodziła siódma rano. Wyłączył budzik i z trudem podniósł się
z materaca, który robił mu za łóżko. W jego mieszkaniu nie było zbyt wielu
mebli. Raczej książki, płyty oraz sztaluga. W liceum trochę malował, a później
zrezygnował. Czasem, w chwilach nostalgii, sięgał po pędzel i „tworzył”. Swoje
prace zwykł nazywać pseudo sztuką. Nikomu ich nie pokazał, nawet Katelyn.
Potrząsnął głową, by odpędzić ostatnie resztki snu ze swych powiek. Znów
położył się o trzeciej nad ranem. Znów za dużo myślał i niepotrzebnie tracił
czas na komendzie. Wstał i poczłapał na bosaka do kuchni. Włączył radio i
nastawił ekspres do kawy. Otworzył lodówkę i skrzywił się lekko. Kiedy ostatnio
był na zakupach? Nie pamiętał. W zasadzie przydałoby się zjeść w końcu coś
porządnego. Co jadł wczoraj? Hot doga na stacji benzynowej. Tylko. A
przedwczoraj? Przedwczoraj był z Katelyn na lunchu u Herbsa. Najlepsze steki w
mieście za jedyne trzy dolary. No cóż, będzie musiał zadowolić się samą kawą.
Nalał sobie pełny kubek i usiadł przy rozkładanym stoliku. Wziął do ręki
gazetę. Wszyscy pisali o tajemniczym morderstwie. Pokazywano rodziców Clair,
ich dom, szkołę, przy której to się wydarzyło. Jego szkołę. Wzdrygnął się
mimowolnie i upił łyk ciepłego napoju. Kochał kawę. I Katelyn. Ciekawe co u
niej słychać. Bez zastanowienia sięgnął po telefon i wybrał odpowiedni numer.
Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty…
- Tak? – usłyszał w słuchawce znajomy głos.
- Cześć. – Przywitał się. – Jak się spało?
- Gerard, wiesz, że nienawidzę tego pytania. – Ofuknęła
go.
- Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. – To jednak
nie zepsuło jego dobrego nastroju. – Co robisz?
- Jest siódma rano. Szykuję się do pracy. – Odparła nieco
zniecierpliwiona.
- Och, racja. – Mruknął. – Przeszkadzam? – nie wiedział
jak ma się zachować. Katelyn nie okazał tyle entuzjazmu co on. Zdawało mu się,
że wręcz pragnęło go spławić. Dziewczyna westchnęła.
- Trochę przeszkadzasz. Masz rację. Maluję oczy, a wiesz
mi, to nie jest prosta sprawa, kiedy musisz rozmawiać przy tym przez telefon.
- To odłóż to co tam teraz trzymasz, kredkę, tusz czy
inne paskudztwo i porozmawiaj ze mną. – Poprosił. – Bez makijażu wyglądasz
idealnie.
- Daj spokój. – Nie przyjęła dobrze jego komplementu. –
Mam rzucać wszystko, bo nagle sobie o mnie przypomniałeś?
- Chciałem tylko porozmawiać. – Odpowiedział poważniej. –
Tęsknię za tobą Kate.
Usłyszał jak Katelyn odkłada na bok trzymany w ręce
kosmetyk i znów wzdycha przeciągle. Wyobraził sobie jak przestępuje z nogi na
nogę w zwiewnym szlafroczku, który podarował jej na gwiazdkę. Albo jak siada na
marmurowym blacie, w swojej łazience i przeczesuje niedbale swe piękne, blond
włosy. Bose stopy zapewne zwisają skrzyżowane, gdyż nie dosięga nimi do
podłogi. Idealne paznokcie trzyma teraz w ustach i obgryza je jak to ma czasem
w zwyczaju. Jej fiołkowe oczy ukrywają się na chwilę pod powiekami, a długie
rzęsy głaszczą przy tym delikatne policzki. Tak bardzo ją kochał.
- Też za tobą tęsknie. – Odparła. – Ale nie podoba mi się
to, że o mnie zapominasz. To nie w porządku.
- Wiem, przepraszam. – Mimowolnie spuścił głowę. – To
wszystko przez pracę. Czytałaś gazety, wiesz o co chodzi. Nie jest mi teraz
łatwo, cały czas myślę o tej dziewczynie.
- Spotkajmy się. – Poprosiła.
- Dziś? – zapytał nieco zmieszany.
- A czemu by nie? Chyba, że nie masz czasu. – Dodała
lekko poirytowana.
- Możemy zjeść razem lunch. – Zaproponował po chwili.
- Dobrze. – Zgodziła się. – Wpadnij po mnie około
pierwszej. Czekaj na parkingu pod sądem.
- W porządku. – Powiedział. – Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Już miał odkładać słuchawkę, jednak na moment znów
przystawił ją do ucha ze słowami:
- Och, Katelyn, jesteś tam jeszcze?
- Jestem. – Odpowiedziała nieco zniecierpliwiona.
- Kocham cię. – Zataczał powolne kółka na krańcach kubka
z kawą zastanawiając się jak teraz wygląda. Jaki ma wyraz twarzy, czy na jej
kształtnych ustach zagościł uśmiech. Tak bardzo jej pragnął.
- Ja ciebie też kocham Gerard. – Odparła po chwili, po
czym przerwała połączenie.
Przed lunchem postanowił pojechać jeszcze do szkoły
ofiary. Zaparkował stary samochód na szkolnym parkingu i założył na nos okulary
przeciwsłoneczne. Wysiadł z czarnego auta momentalnie zwracając na siebie uwagę
uczniów. Spojrzał niepewnie po ich twarzach, które wyrażały albo przerażenie,
albo zainteresowanie. Brak kpiny. Cóż za nowość. Zatrzasnął drzwiczki i
przekręcił w nich kluczyk. Schował go do kieszeni opiętych dżinsów karcąc się w
myślach, iż mógł założyć inne spodnie. Powolnym krokiem udał się w kierunku
głównego wejścia. Natarczywy wzrok pozostałych towarzyszył mu nawet tam. Ludzie
odwracali się i gapili na niego. Ignorował ich, jak to miał w zwyczaju i
odnalazłem sekretariat. Zapukał ostrożnie i po usłyszeniu zaproszenia wszedł do
środka. Za niewielkim, czarnym biureczkiem siedziała starsza kobieta. Siwe
włosy zaczesane miała do góry w wysoki kok. Spojrzała na niego i mało
brakowało, a okulary spadłyby z jej lekko zakrzywionego nosa.
- Dzień dobry, komisarz śledczy Gerard Way – przedstawił
się pokazując jej odznakę. Wciąż wpatrywała się we niego onieśmielona, jednak
pokiwała lekko głową. – chciałbym zadać pani kilka pytań w związku ze śmiercią
Clair Hudson. Zdaje się, że chodziła do tej szkoły.
Kobieta nie mówiła absolutnie nic. W pewnym momencie
zastanowił się, czy nie ma może jakiegoś zawału, czy innego cholerstwa, jednak
w porę odrzucił tę myśl. Jest po prostu zaskoczona jego wizytą, stwierdził.
Postanowił dać jej chwilę, by doszła do siebie.
- Dzień dobry. – Powiedziała. – Przepraszam za moją
reakcję, ale wszyscy tutaj jesteśmy dogłębnie wstrząśnięci śmiercią Clair.
- Rozumiem. – Mruknął cicho. – Wie pani co, chciałbym
jednak zamienić najpierw słówko z dyrektorem.
- Och, dobrze. Oczywiście. – Odparła wstając z miejsca.
Była taka malutka. – To tam. – Wskazała palcem na ciemne drzwi z tabliczką dyrektor.
Gerard skinął głową i zapukał w nie delikatnie. Wszedł do
środka i zobaczył dość grubego człowieka w kraciastej koszuli siedzącego w
ogromnym fotelu. Musiał być bardzo wygodny, pomyślał.
- W czym mogę pomóc? – mężczyzna odezwał się swym niskim,
dudniącym głosem.
- Komisarz Gerard Way – po raz kolejny wyciągnął odznakę
i pokazał ją dyrektorowi. – chciałbym zadać kilka pytań w związku ze śmiercią
pańskiej uczennicy.
- Och, spodziewałem się, że pan przyjdzie. – Mężczyzna
wstał i podszedł do Gerarda. – Russel Hoke, proszę usiąść tutaj. – Przedstawił
się podając mu rękę, a następnie wskazał na dwa fotele.
Gerard usiadł na jednym z nich i wyjął z kieszeni
dyktafon. Włączył go i postawił na stoliczku.
- Wiadomo już coś w tej sprawie? – zapytał Hoke stawiając
przed nim szklankę z wodą.
- Póki co niewiele i właśnie po to tu jestem. Chciałbym
zapytać jak Clair zachowywała się w szkole?
- Nauczyciele nigdy się na nią nie skarżyli. Zawsze była
przygotowana na zajęcia, gotowa do pracy. Choć nie uśmiechała się często i nie
miała znajomych. Przynajmniej z tego co mi mówiono. – Mężczyzna poluzował
krawat. – Wie pan, to strasznie przygnębiające, że nie ma jej tu z nami.
Gerard kiwnął głową i zadał kolejne pytanie:
- Ale z nikim się nie kolegowała? Nie miała absolutnie
żadnych znajomych?
- Na przerwach widywano ją ze Scottem Harrisem. To
chłopak w jej wieku, sympatyczny, aczkolwiek nieco dziwny. – Stwierdził po
chwili. Gerard spodziewał się raczej, że Hoke poda nazwisko niejakiej Jennifer
Brandley. Przemilczał to jednak.
- Nie miała żadnych wrogów?
- Wie pan, szkoła nie ma wglądu do spraw prywatnych
uczniów. Nie wiem czy nie prowadziła jakiegoś sekretnego życia po zmroku. Tu, w
trakcie zajęć, z nikim nie wchodziła w konflikty. Była spokojną uczennicą. –
Wzruszył ramionami.
- Dobrze, wobec tego gdzie znajdę Scotta? – zapytał
Gerard.
- Proszę sprawdzić u pani Nicholson, w sekretariacie. Nie
mam całego planu lekcji w głowie. – Zaśmiał się donośnie. – Ona na pewno panu
powie.
- W porządku. – Mruknął. – A Jennifer Brandley? Czy
kolegowała się z Clair?
- Jennifer? – dyrektor zamyślił się na moment. – Nie
sądzę. Dziewczyny pochodziły z dwóch różnych biegunów.
- Co ma pan na myśli?
- Wszak jesteśmy placówką prywatną, jednak wciąż
pozostajemy szkołą. Są podziały. Popularni, mądrzy, punki, dziwne dzieciaki i
tak dalej. Staramy się ich jakoś zintegrować, ale to raczej nie przynosi
efektów. Jennifer to cheerleaderka. Dobrze się uczy, wszyscy ją lubią. Nie
sądzę, żeby nasza cicha Clair w jakiś sposób próbowała się z nią zaprzyjaźnić.
Szkoła jest brutalna.
- Dobrze o tym wiem. – Skwitował. – Wobec tego dziękuję.
Porozmawiam jeszcze z kilkoma uczniami, może oni coś wiedzą. Aha, mógłbym
jeszcze dostać kluczyki do szafki ofiary? – zapytał.
- Oczywiście. Wszystko załatwi pan u pani Nicholson.
Gerard pokiwał lekko głową. Wyłączył dyktafon i schował
go z powrotem do kieszeni. Dyrektor przyglądał mu się w skupieniu. Wstał i
podszedł do drzwi. Gdy już miał naciskać na klamkę usłyszał:
- Ładne spodnie.
Gerard obejrzał się przez ramię widząc lubieżny wzrok
dyrektora. Po plecach przebiegł mu dreszcz obrzydzenia. Wymamrotał zdawkowe
„dziękuję” i pospiesznie wyszedł z gabinetu. Co za gość, pomyślał rozmawiając z
sekretarką na temat szafki Clair i planów lekcji. Wyszedł z sekretariatu i z
ulgą stwierdził, że zaczęły się lekcje. Przynajmniej nikt nie będzie się gapił,
pomyślał. A może tu chodziło o te spodnie? Wzdrygnął się i zaczął szukać tej
przeklętej szafki. Odnalazł ją na drugim piętrze. Z zewnątrz przyklejone miała
jakieś pojedyncze naklejki z nazwami zespołów. W środku aż roiło się od zdjęć
typowych rockmenów oraz tatuaży. Założył rękawiczki i przejrzał dokładnie
wszystkie książki. Mnóstwo śmieci, świstków i tak dalej. Jeden wyraźnie rzucił
mu się w oczy. Różowy napis głosił: Gun.
Wtorek około osiemnastej. Tylko tyle. Schował ją do przezroczystego
woreczka i włożył do kieszeni kurtki. Nie znalazł w szafce Clair już nic
interesującego. Zamknął ją i postanowił udać się pod gabinet, w którym
przebywał Scott.
Stał oparty o ścianę i czekał na dzwonek. Który notabene
nie chciał zadzwonić. Wiedział, że mógł wywołać chłopaka z lekcji, ale nie
chciał robić zamieszania. Karcił się w duchu raz po raz, za to, że ubrał dziś
te spodnie. Są zbyt obcisłe. Wiedział to, ale bardzo je lubił. Nagle fala
uczniów wylała się z klasy. Czyżby przegapił dźwięk dzwonka?
- Scott? – złapał za kurtkę chłopaka wyglądającego jak
ten z opisu sekretarki. Ten spojrzał na niego dziwnie, po czym pokiwał głową.
Gerard przyjrzał mu się baczniej. Co on miał na sobie? Kombinezon idealnie
dopasowany do ciała, z głębokim dekoltem. Na to, zarzucona czerwona marynarka.
Na nogach miał creepersy, a szyję zdobiły kolorowe łańcuszki. Włosy
przystrzyżone krótko, zaczesane do góry. I… czy to był cień wąsa? – Chciałbym z
tobą porozmawiać. Odnośnie Clair. Wejdziemy do klasy? – zaproponował Gerard.
Przeprosił nauczycielkę, która chętnie oddała mu swój
gabinet. Usiedli przy biurku.
- Przyjaźniliście się? – zapytał.
- Tak, od początku liceum trzymaliśmy się razem. –
Odparł.
- Miała jakieś problemy? – Gerard starał się być
delikatny, jednak z trudem mu to przychodziło.
- Nie, chyba nie. Chociaż wie pan, do końca nie
wiedziałem. – Skrzywił się. – Bo ja jestem chłopakiem, a ona była dziewczyną.
Nie rozmawialiśmy o wszystkim. Tematem tabu były moje polucje. Albo jej okres
czy coś w tym rodzaju.
Gerard chrząknął cicho. Co za chłopak.
- Spotkaliście się we wtorek?
- Tylko w szkole. Później powiedziała, że musi coś
załatwić. – Wzruszył ramionami. – Chciałem z nią iść, ale mi nie pozwoliła.
- Aha. Nie wiesz dokąd poszła?
- Nie, nie wiem. Nic mi nie mówiła. – Odparł cicho.
- Powiedz mi, czym jest Gun? – zapytał wyciągając z kieszeni karteczkę znalezioną w szafce
ofiary.
- Nie mam pojęcia. – Odpowiedział wpatrując się w
świstek. Pokręcił głową.
- A wiesz coś o tym, czy Clair kolegowała się z Jennifer
Brandley?
- Z Jennifer? – chłopak zaśmiał się nerwowo. – Niech pan
nie żartuje. To suka. Zawsze mieliśmy przez nią pod górkę. Nie akceptowała ani
mnie, ani Clair. Ja rozumiem, że przyjaźń ze mną nie była łatwa dla Clair. No
wie pan, przez to jak wyglądam. Ale wydawało mi się, że ta dziewczyna mnie
rozumiała. Nie mogła przyjaźnić się z Jennifer. – Stwierdził stanowczo.
- Co jeszcze było waszym tematem tabu? – Gerard schował
kartkę do kieszeni i spojrzał na Scotta.
- Seks. – Wyznał rumieniąc się. – No bo dziwnie o tym
rozmawiać z przyjacielem, prawda? W dodatku z przyjacielem płci przeciwnej.
Właśnie. O to chodziło. Gdybym miał przyjaciół chłopaków pewnie gadałbym z nimi
o TYM i odwrotnie, ale tak. Nie, to by było dziwne. Znaczy kiedyś próbowaliśmy,
ale zrobiło się niezręcznie. Clair była dziewicą i chyba chciała spróbować. –
Podrapał się z zakłopotaniem po głowie.
Gerard pokiwał głową. Nastolatki. Myślą tylko o jednym.
- Kojarzysz mi się z wokalistą Queen. – Powiedziałem
chcąc rozładować sytuację.
- Och, naprawdę? – ucieszył się. – To mój idol. Chcę być
taki jak on. Clair mówiła na mnie Scotty. – Westchnął cicho. – Brakuje mi jej.
Gerard poklepał go po ramieniu i przeprosił za
zmarnowanie przerwy. Scott wzruszył tylko ramionami i wyszedł. Dziś nie mógł
porozmawiać z Jennifer. Dziewczyny nie było w szkole. Zamknął drzwi od klasy i
wyszedł z budynku. Wsiadł do swego samochodu dziękując Bogu za to, że uczniowie
znów byli na lekcjach. Jak ja nienawidzę szkoły, pomyślał ruszając z piskiem
opon.
Zajechał pod budynek sądu około pół godziny przed czasem.
Wysiadł z auta i oparł się o maskę. Wypatrywał uporczywie Kate, która lada
moment miała się pojawić. Nie mógł się doczekać, by wziąć ją w ramiona i
pocałować. Po lunchu będzie musiał wrócić na komendę. Bob napisał mu, iż
przesłuchał rodziców ofiary. Swoją drogą ciekawe, czy Frank dokładnie
posprzątał jego gabinet. Interesujący ten Frank, pomyślał. Dziwny przypadek.
Zapyta o niego Boba. Nagle jego oczom ukazała się Katelyn. Zbiegła wdzięcznie
po schodach i rzuciła mu się na szyję. Pocałował ja na powitanie.
- Długo czekałeś? – zapytała, kiedy wsiedli już do auta.
- Nie, nie długo. – Odparł zmieniając bieg. – Mógłbym
czekać całą wieczność, przecież wiesz.
Kate zachichotała cicho. Uwielbiał jej śmiech.
- Dokąd jedziemy? – zadała kolejne pytanie.
- Nie wiem. Znów masz ochotę na steka? – zaproponował.
- W zasadzie możemy odwiedzić Herbs. Co nam szkodzi. –
Wzruszyła ramionami.
Zajechali na miejsce kilka minut po trzynastej. Zajęli
swój ulubiony stolik i zamówili posiłki. Usiedli obok siebie na czerwonej
kanapie. Gerard objął ją ramieniem, a ona wtuliła się w jego ciepły tors.
- Jak w pracy?
- Och, no wiesz. Oskarżasz, oskarżasz, oskarżasz. –
Mruknęła. – Tak w kółko. Chociaż ostatnio trafiło mi się zadanie w terenie. Ale
i tak sądzę, że twoja praca jest dużo ciekawsza.
- I męcząca. – Stwierdził.
- Wpadłeś na jakiś trop komisarzu? – zapytała całując go
w nos.
- Nie. Znaczy nie wiem. Mam pewne podejrzenia, ale nie
jestem w stu procentach pewny. – Odparł. – Musze jeszcze kilka rzeczy
sprawdzić, przemyśleć i tak dalej.
- Wszystkie lokalne gazety o tym piszą. – Zwróciła na to
uwagę.
- Wiem. Dziwne, prawda? Przecież zdarzają się średnio dwa
morderstwa na tydzień. – Głaskał ją czule po plecach.
- Powinni założyć rubrykę kryminalną. – Prychnęła.
- Jersey Today już założyło. – Gerard zaśmiał się z jej
wyrazu twarzy.
- Żartujesz. – Wybałuszyła oczy. – Co za głupota.
Siedzieli przez chwilę w milczeniu rozkoszując się swoim
towarzystwem. W chwilach takich jak ta Gerard szczerze pragnął wyciągnąć
pierścionek i założyć go na palec Kate. Jednakże zawsze po powrocie do
rzeczywistości uświadamiał sobie, że się boi. Chciał wreszcie wbić sobie do
głowy, że jego rzeczywistością są właśnie te piękne chwile z ukochaną kobietą.
Nie ma się czego bać. Odpędził od siebie te myśli.
- Kate – zaczął. – czy można kogoś wypuścić z więzienia w
zamian za dobre sprawowanie?
- Oczywiście, że można. – Odparła zdecydowanie.
- Nie, to wiedziałem. Chodzi mi raczej czy można kogoś
wypuścić, uprzednio go warunkowo zwalniając w zamian za, powiedzmy sprzątanie
na komendzie?
- To zależy od władz więzienia, no i komendanta. –
Powiedziała. – Chociaż ten układ rzadko się sprawdza.
- Dlaczego?
- Żaden więzień nie lubi policji. Często coś kręcą,
próbując zrobić „psom” na złość. Rozumiesz. – Wzruszyła ramionami. – A czemu
pytasz?
- Mamy takiego jednego kryminalistę na komendzie. Wczoraj
z nim chwilę pogadałem. Wydaje się być sympatyczny.
- Ho ho ho, czyżbyś zaczął bratać się z przestępcami? –
Katelyn zaśmiała się uroczo. – Tylko mi nie zejdź na złą ścieżkę. – Poprosiła
całując go w policzek.
Przyciągnął ją bliżej siebie i pocałował w usta. Pragnął
tulić ją do siebie cały czas. Bez przerwy. Dlaczego zatem bał się jej
oświadczyć? Bo był tylko facetem. W dodatku nieśmiałym, zakompleksionym
facetem, który dzisiaj wpadł w oko dyrektorowi szkoły, pomyślał przewracając
oczami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz