Nothing prepared me for the privilege of being yours...
Gerard
zdjął z siebie kurtkę i rzucił ją na oparcie poszarpanego,
zgniłozielonego, hotelowego krzesła. W pokoju panował niesamowity
zaduch i czuć było zadomowiony dym papierosowy. Spojrzał na
zasłonięte zasłony. Podszedł do nich wolno, odchylił je nieco i
dotknął ręką starej klamki, by otworzyć okno. Jednak bardzo
szybko pożałował swego pomysłu, gdyż chyba nikt nie wycierał
jej od wieków. Była tak brudna, że aż się kleiła.
-
Fuj. – Mruknął Gerard spoglądając z obrzydzeniem na dłoń. –
Gdzieś ty mi kazał jechać? – zwrócił się z wyrzutem do Franka
pokazując mu rozpostarte palce.
-
Wybacz. – Chłopak wzruszył ramionami i przysiadł na dużym
łóżku. – Możesz umyć rękę w łazience. – Dodał.
Gerard
pchnął białe drzwi, przy których się znajdował i wszedł do
wąskiego pomieszczenia. W kącie stał staromodny prysznic, na
środkowej ścianie pod oknem umieszczona była toaleta, a po
przeciwnej stronie umywalka. Spojrzał zdziwiony na to cudaczne
rozmieszczenie i przymierzył się do umycia rąk. Zastanawiał go
fakt, w jaki sposób można się dostać do prysznica nie wspinając
się na kibel, jednak nie znalazł innego rozwiązania. Żeby umyć
ręce należało albo stanąć bokiem do umywalki albo po prostu
usiąść na klozecie. Ciekawe, pomyślał Gerard siadając na
zamkniętej muszli. Czuł się idiotycznie, jednak było w tym też
coś zabawnego. Wytarł ręce w papierowy ręcznik, wstał z ubikacji
i skierował się do wyjścia.
-
Widziałeś jaka śmieszna łazienka? – zagadnął Franka, który
cały czas siedział na łóżku wpatrując się w brudne lustro na
przeciwległej ścianie.
-
Nie, nie widziałem. – Odparł cicho.
-
Mówię ci, żeby umyć ręce musisz usiąść na kiblu. – Zaśmiał
się Gerard. – Całkiem wygodne, chociaż głupie. Tak bardzo
głupie. – Dodał kręcąc głową.
-
Gerard… - zaczął nagle Frank. – Mieliśmy chyba o czymś
porozmawiać.
Komisarz
zerknął na zgarbioną postać kryminalisty. Siedząc na tym
brzydkim łóżku, w za dużej kurtce i podartych spodniach wydał mu
się nagle tak piękny w całym swym chaosie. Tak majestatyczny. Lecz
się człowieku, pomyślał w duchu i niespiesznie usiadł obok
Franka.
-
Tak, masz rację. Po to tu jesteśmy. – Opowiedział cicho. –
Zatem co chcesz wiedzieć?
Frank
spojrzał na niego nieco zdumiony.
-
Powiesz mi wszystko tak bez ogródek? Nie będziesz miał żadnych
zahamowań, nie zrobi ci się głupio, niczego nie zataisz? –
zapytał marszcząc brwi.
-
Nie wiem, postaram się. – Bąknął Gerard. – To nie będzie
proste. Mogliśmy kupić sobie coś mocniejszego. Chociaż właściwie
ja i tak muszę wracać do domu. – Stwierdził przypominając sobie
nagle o Kate. – Dobra Frank, im szybciej zaczniemy, tym szybciej
będziemy mieć to za sobą. – Powiedział oblizując nerwowo
wargi.
-
Jak chcesz. – Frank rozłożył ręce w geście poddania.
Zapadła
cisza. Słychać było tylko denerwujące brzęczenie starej lampy,
która migotała nerwowo. Gerard raz po raz spoglądał na Franka,
który wciąż patrzył się w swe odbicie w brudnym lustrze. Jego
uszu dobiegło głośne tykanie zegara. Tik tak, tik tak, tik tak…
-
Niczego nie chcesz wiedzieć? – zapytał nagle Gerard.
Frank
wciąż uporczywie milczał.
-
Frank? – Gerard szturchnął go w ramię. – To ja tu płacę za
pokój, więc lepiej nie traćmy czasu. – Mruknął chcąc jakoś
rozładować napięcie.
-
Przestań! – wrzasnął nagle Frank podrywając się z miejsca. –
Przestań traktować ludzi tak przedmiotowo!
Gerard
nie wiedział jak ma się zachować w stosunku do takiego wybuchu
nagłej agresji. Jednak miał już dość całej sytuacji, więc
także dał się ponieść emocjom.
-
O co ci znowu chodzi Frank?! – krzyknął Gerard również
podnosząc się z miejsca. – Cały dzień robisz mi jakieś chore
wyrzuty, chcesz porozmawiać, a kiedy oferuję ci szczerość nie
przyjmujesz jej! Więc czego chcesz, powiedz mi, czego chcesz?! –
złapał go za drobne ramiona i mocno potrząsnął.
Frank
zagryzł wargi i spojrzał prosto w duże, rozeźlone oczy Gerarda.
-
Wszystkim czego tak naprawdę chcę jesteś ty. – Powiedział.
Komisarz
zamknął oczy i puścił chłopaka. Westchnął głęboko i
przełknął głośno ślinę.
-
Przestań. – Poprosił.
-
Ale to prawda. – Brnął Frank. – Nie mogę nic na to poradzić.
Kocham cię Gerard i wiesz, dobrze wiesz czego chcę.
-
A ty wiesz, że nie mogę ci tego dać. – Powiedział smutno Gee.
-
A chciałbyś? – zapytał Frank. – Chciałbyś mnie uszczęśliwić?
-
Niczego innego bardziej nie pragnę. – Wyszeptał z przerażeniem
Gerard. Spojrzał podenerwowany na spokojną twarz Franka próbując
przejąć z niej choćby szczyptę opanowania. Jednak wciąż cały
się trząsł.
-
I to cię przeraża Gerard? – Frank dotknął dłonią jego
policzka. Gerard odsunął lekko głowę. – Przeraża cię to.
Przeraża cię, że możesz być bardziej szczęśliwy ze mną niż z
Katelyn. O to chodzi?
-
Nic nie rozumiesz. – Wyszeptał Gee. Odwrócił się i podszedł do
okna.
-
To mi wytłumacz! – odparł Frank podniesionym tonem. – Powiedz
mi o co chodzi, bo teraz to ja się pogubiłem. Właściwie to ja od
początku nie wiedziałem na czym stoję.
-
Wcześniej ci to chyba nie przeszkadzało. – Prychnął Gerard.
Frank
podszedł do niego szybko i z całej siły odwrócił go w swoją
stronę. Aż kipiał ze złości, oddychał szybciej, a z oczu
ciskały błyskawice.
-
Ostrzegam cię Gerard – zaczął powoli. – przestań stosować te
swoje wybiegi, uszczypliwe komentarze i wywyższające stwierdzenia.
Doprowadza mnie to do szaleństwa i nie ręczę za siebie. –
Zagroził.
-
Tak? – Gee podniósł brew. – A co mi zrobisz? Pobijesz mnie? –
Dodał kpiąco.
Frank
pokręcił lekko głową i wymierzył Gerardowi mocny cios w sam noc.
Znaczy celował w nos, jednak pięść omsknęła mu się nieco i
trafił w usta. Mimo wszystko celnie. Komisarza odrzuciło nieco do
tyłu, polała się krew.
-
Co ty do cholery robisz?! – wrzasnął wypluwając krew, która
napływała mu do ust. – Jesteś chory, powinieneś się leczyć!
-
Przepraszam! – wydukał histerycznie Frank chcąc jakoś pomóc
Gerardowi, który męczył się z cieknącą krwią nie mogąc jej
zatamować. Spróbował do niego podejść, jednak kiedy znalazł się
w odległości pięćdziesięciu centymetrów Gerard złapał go za
koszulę i podniósł do góry dłoń zaciśniętą w pięść.
Dyszał ciężko, a twarz całą umazaną miał w czerwonej cieczy.
-
No dalej. – Powiedział cicho Frank. – Daj mi w pysk. Śmiało.
Może wtedy przejaśni ci się trochę w głowie. – Na te słowa
Gerard uniósł pięść jeszcze wyżej, a Frank zacisnął mocno
powieki. Młody kryminalista poczuł jednak jak komisarz rozluźnia
dłoń zaciśniętą na jego koszuli. Otworzył jedno oko i ujrzał
jak diametralnie zmienił się wyraz twarzy Gerarda.
-
Nic mi się nie musi przejaśniać. – Syknął odpychając od
siebie Franka.
-
To powiedz. – Naciskał mały. – Powiedz co do mnie czujesz. –
Nic, cisza. – Powiedz to. – Powtórzył twardo.
Gerard
spojrzał rozwścieczony na dobrze znaną mu postać stojącą dumnie
na środku pokoju. Głowę miał uniesioną, brodę wysuniętą, a
wzrok utkwiony w nim – krwawiącym komisarzu.
-
A co chcesz wiedzieć?! – wrzasnął nie zważając na to, że
pluje krwią na prawo i lewo. – Że też się w tobie zakochałem i
jestem pieprzoną ciotą?! I to mnie wcale nie bawi, ani nie cieszy,
a wpędza w jakąś cholerną depresję, a mimo to wciąż się z
tobą użeram i chcę ci pomóc!
To
powiedziawszy odwrócił się do Franka plecami nie chcąc, by ten
ujrzał jego łzy. Tak bardzo się tego bał. Tak bardzo bał się
powiedzieć mu prawdy, bo zdawał sobie sprawę, że od tego momentu
będzie jeszcze gorzej. Wszystko się skomplikuje, a oni nie będą
już mogli się powstrzymać. Ani ewentualnie zatrzymać. Poczuł jak
słona kropla miesza się z krwią w kąciku jego ust. Czuł się
poniżony i upokorzony, a jednocześnie taki wolny i szczęśliwy. To
nie miało sensu. Od samego początku ta znajomość nie miała
sensu. Nagle poczuł czyjąś ciepłą dłoń na swym ramieniu.
Wiedział do kogo należy, dlatego jeszcze mocniej zacisnął powieki
roniąc przy tym wszystkie łzy jakie miał w zanadrzu. Frank zabrał
rękę. Gerard słyszał jak odchodzi od niego, otwiera torbę i
czegoś w niej szuka. Później dobiegł go dźwięk kroków,
zapalanie światła i jakieś podejrzane szelesty w łazience. Po
kilku minutach chłopak był znów przy nim delikatnie trącając go
w plecy, żeby się odwrócił. Gerard nie chciał spełnić jego
prośby, więc Frank ostrożnie odwrócił go w swoim kierunku. Gee
dał za wygraną. Ujrzał spoczywającą w dłoni Franka butelkę
wódki oraz kilka papierowych ręczników.
-
Co to? – zapytał pociągając nosem.
-
Przemyciłem z więzienia od starego Lu. Nie znasz go, dobry
człowiek. – Odparł Frank wzruszając ramionami. – Trzeba
przemyć ci ranę.
-
Chcesz mnie potraktować czystą, zwariowałeś? Zabijesz mnie tym
człowieku. – Warknął Gerard wyczuwając pod naciskiem języka
miejsce, w którym znajdowało się skaleczenie. – Przecież
rozcięcie jest wewnątrz ust.
-
Racja. – Mruknął Frank. Niewiele myśląc odkręcił butelkę i
pociągnął z niej spory łyk. – Mnie się tam przyda. –
Stwierdził upijając kolejny łyk. – Chodź, umyjesz sobie twarz.
– Powiedział łapiąc Gerarda za rękę. Zaprowadził go do
łazienki i stanął przyglądając się dziwnemu ustawieniu
armatury. Podrapał się po głowie i niewiele myśląc namoczył
ręcznik, który trzymał w dłoni i odwrócił się znów do
Gerarda. Dotknął delikatnie wilgotnym papierem policzków
komisarza. Ten wpatrywał się we Franka z mieszaniną odrazy i
miłości w oczach. Chłopak delikatnie muskał mokrą chusteczką
blade lico Gerarda. Kiedy prawie doprowadził go do normalnego stanu
wyrzucił zużyte ręczniczki i wrzucił je do ubikacji, po czym
spuścił wodę.
-
Gotowe. – Powiedział cicho.
Gerard
jednak wciąż stał naprzeciw Franka świdrując go wzrokiem.
Tarasował tym samym drzwi od łazienki, która była wąska do tego
stopnia, że nie dało się z niej wyjść. Co za chory hotel,
pomyślał Gerard. Ale teraz to było nieważne, jak i zresztą
wszystko inne. Kiedy tak patrzył na Franka nie wiedział czego
dokładnie chce. Nie wiedział co ma robić, co ma myśleć, czego
oczekuje od życia. Widział chłopaka, młodszego od siebie,
nieustatkowanego, przestępcę, który wprowadził do jego świata
zamęt. Nie widział w nim swojej przyszłości, Frank nie wydobywał
z niego cech pozytywnych, a wręcz przeciwnie. Jednak przy nim czuł,
że jest naprawdę sobą. Mógł byś arogancki, wredny,
niesympatyczny, szczery. Liczył się z tym, że może oberwać za to
po mordzie, jednak nie przeszkadzał mu ten przykry fakt. Wszystko
inne było niczym w porównaniu z tym jak wspaniale czuł się przy
tym chłopaku. Jednak uświadomił to sobie dopiero teraz, gdy
wypowiedział na głos nurtujące go przeczucia, obawy. Dlatego teraz
nie mógł postąpić inaczej jak tylko schylić się i pocałować
Franka. Poczuł zaskoczenie chłopaka, jednak szybko uległ magii
tego pocałunku. Nieważne, że odbywało się to w ciasnej, brudnej
łazience. Nieważne, że Gerard miał zobowiązania wobec kogoś
innego. Teraz liczyli się oni. Frank wplótł palce w splątane,
czarne włosy komisarza i bardziej natarczywie wpił się w jego
usta.
-
Auć. – Syknął Gerard rozłączając na moment ich roztańczone
wargi.
-
Przepraszam. – Odparł nieco wystraszony Frank.
W
odpowiedzi Gerard mocniej przycisnął go do siebie przywierając
całym ciałem do wątłej sylwetki Franka. Ten również oplótł go
rękoma przytulając się najsilniej jak tylko mógł. Gerard jedną
ręką sięgnął po butelkę czystej stojącą na umywalce i oderwał
się na chwilę od Franka, by pociągnąć łyk prosto z szyjki.
-
Auć. – Syknął po raz kolejny, czując silne pieczenie.
Frank
zabrał od niego flaszkę i również się napił. Gee otworzył
drzwi i popchnął delikatnie chłopaka. Wyszli z łazienki i Gerard
zdecydowanymi ruchami kierował młodego kryminalistę w kierunku
dużego łóżka. Frank spojrzał zaskoczony na zdecydowaną minę
komisarza, jednak nie zaprotestował w żaden sposób. Pociągnął
kolejny łyk i odstawił ją na podłogę. Przyciągnął do siebie
Gerarda szarpiąc go za szlufkę od spodni. Ten opadł na drobnego
Franka i wpił się w wargi chłopaka ze zdwojoną siłą. Ręce
Gerarda powędrowały w stronę kurtki Franka, która już po chwili
leżała na ziemi. Jeden guzik, drugi, trzeci, czwarty… Och,
dlaczego te koszule muszą mieć ich aż tak wiele? Szybki ruch i
gerardowy sweter wylądował na ziemi. Zimny kolczyk musnął
delikatnie jego nagi tors. Gee zadrżał leciutko. Muskał palcami
liczne tatuaże Franka podziwiając go w duchu za odwagę. Gerard od
zawsze bał się igieł. Nagle poczuł jak dłonie chłopaka wędrują
w dół, w kierunku jego spodni. Poczuł narastające podniecenie i
ekscytację. Szybkie rozpięcie paska, guzika i zamka. Wolny. Gerard
poczuł się wolny. A kiedy mógł wreszcie połączyć się ze swą
drugą połówką wszystko nabrało sensu. Jakby głębszego
znaczenia. Szczyty nie były już tylko szczytami, a odwiecznym
pragnieniem ludzkości. Kosmos nie był tylko kosmosem, a bezkresem
wyobraźni każdego człowieka. Światło nie było tylko światłem,
a czymś co daje nam szczęście i spokój. A on, Gerard czuł się
panem tego majestatu. Spotkało go coś pięknego i pomimo bólu jaki
odczuwał czuł się spełniony. Pragnął złączyć się z Frankiem
ponownie i jeszcze raz. Ugryzł kolczyk w jego wardze i potrząsnął
lekko głową śmiejąc się przy tym wesoło. Był taki szczęśliwy.
Szczęśliwszy niż kiedykolwiek. Frank opadł obok niego na poduszkę
i kiedy zobaczył, że Gerard drży przykrył ich ciepłą kołdrą.
Komisarz spojrzał na Franka, który przypominał mu teraz anioła.
Najprawdziwszego, takiego który spadł z nieba, by żyć tylko dla
niego. Chłopak odgarnął niesforne kosmyki z twarzy Gerarda i
uśmiechnął się promiennie. Z jego oczu również biło szczęście.
-
Nawet nie wiesz jak bardzo na to czekałem. – Powiedział
przytulając się do torsu komisarza. Ten objął go ramieniem i
pocałował w głowę.
-
Teraz jesteś zadowolony? – zapytał cicho Gerard.
-
Tak, to najpiękniejsze święta w moim życiu. – Odparł Frank
muskając palcem skórę ukochanego. – Mogę Ci coś powiedzieć? –
zapytał nagle.
-
Jasne, mów śmiało. – Odpowiedział spokojnie Gerard.
-
Nie
boję się, niczego się nie boję. Im bardziej cierpię, tym mocniej
kocham. Niebezpieczeństwo potęguje miłość. Wyostrza ją, wybacza
błędy. Będę jedynym aniołem, którego potrzebujesz. Opuścisz
życie piękniejszy nić kiedy je zaczynałeś. Niebo spojrzy na
Ciebie. Jednej tylko rzeczy brakuje duszy, tą rzeczą jest miłość.
– To powiedziawszy zamilkł.
-
Piękne. – Wyszeptał G. – Skąd to znasz?
-
Cytat z Lektora.
Świetna książka, czytałem w pierdlu. – Odparł Frank.
-
Ciężko ci było w więzieniu? – zapytał niespodziewanie Gerard.
-
Nie aż tak znowu. – Mruknął w odpowiedzi chłopak. – Jak to w
pierdlu, raz na wozie, raz pod wozem. Ale ogólnie nie wspominam tego
okresu jako coś niewyobrażalnie strasznego. Miałem gdzie spać.
Jednak to był jedyny plus. Mówiłem ci zresztą o tym. Więcej nie
zamierzam tam wracać.
-
Nie wracaj. – Gerard pocałował go w głowę. – Wiesz –
zaczął. – źle mi z tym, że zostałem zawieszony.
-
To naprawdę nie była moja wina. – Powiedział cicho Frank. – A
jeśli tak, to przepraszam. Nie chciałem, żeby tak się stało.
-
Wiem. – Gerard ponownie musnął policzkiem jego głowę. – To
nie przez ciebie.
Zapadła
cisza. Znów słychać było tylko buczenie lampy i tykanie zegara.
Frank słyszał jeszcze bicie serca Gerarda. Cudowny dźwięk. I
cudowne uczucie móc leżeć na torsie ukochanego.
-
Sądzę, że to Hunter stoi za morderstwem Clair. – Powiedział
nagle Gerard.
-
Co? – Frank podniósł głowę i spojrzał zaskoczonym wzrokiem na
komisarza. – O czym ty mówisz?
-
Nie odsuwał by mnie od tej sprawy, a wyciąganie ciebie jako powód
było strasznie proste. Zbyt proste i naiwne bym się na to nabrał.
– Odparł cicho i poważnie.
-
Co chcesz teraz zrobić? – zapytał Frank. – Przecież oddałeś
odznakę, broń, nie masz dostępów do akt…
-
Nie wiem. Prawdopodobnie nic nie da się zrobić. – Westchnął
Gerard. – Po prostu mam takie głupie przeczucie, nieuzasadnione,
pewnie bezsensowne. – Pokręcił głową.
Frank
położył głowę na torsie Gerarda i ponownie wsłuchiwał się w
bicie jego serca. Tym razem jednak myślał intensywnie. Co jeśli
Gerard ma rację? Jeśli ten podejrzany komendant rzeczywiście
maczał w tym swoje brudne łapska? A teraz siedzi w wygodnym fotelu
i cieszy się, że pozbył się zbyt dociekliwego komisarza i jego
kryminalnego wspólnika, którzy pewnie odkryliby prawdę. Czego jak
czego, ale niesprawiedliwości Frank nienawidził.
-
Pomogę ci Gerard. – Powiedział nagle.
-
Co?
-
Pomogę ci dociec prawdy. – Powtórzył Frank.
-
Jak? – zapytał zaskoczony G.
-
To będzie niebezpieczne i na bakier z prawem, ostrzegam. – Zaczął
chłopak. – Poszperamy, powęszymy gdzie trzeba, być może
załatwimy ci lewą odznakę i broń, żebyś był bardziej
wiarygodny… To da się zrobić. – To powiedziawszy pocałował
Gerarda w nos. Ten spojrzał z czułością na wesołą twarz Franka
i pocałował go delikatnie w usta zahaczając przy tym o ten srebrny
kolczyk.
-
Lubię twój kolczyk, wiesz? – zagadnął między pocałunkami.
-
Wiem. – Odpowiedział Frank kąsając lekko wargę Gerarda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz