4 stycznia 2014

13.

Nothing prepared me for the privilege of being yours...

  

   Gerard zdjął z siebie kurtkę i rzucił ją na oparcie poszarpanego, zgniłozielonego, hotelowego krzesła. W pokoju panował niesamowity zaduch i czuć było zadomowiony dym papierosowy. Spojrzał na zasłonięte zasłony. Podszedł do nich wolno, odchylił je nieco i dotknął ręką starej klamki, by otworzyć okno. Jednak bardzo szybko pożałował swego pomysłu, gdyż chyba nikt nie wycierał jej od wieków. Była tak brudna, że aż się kleiła.
- Fuj. – Mruknął Gerard spoglądając z obrzydzeniem na dłoń. – Gdzieś ty mi kazał jechać? – zwrócił się z wyrzutem do Franka pokazując mu rozpostarte palce.
- Wybacz. – Chłopak wzruszył ramionami i przysiadł na dużym łóżku. – Możesz umyć rękę w łazience. – Dodał.
   Gerard pchnął białe drzwi, przy których się znajdował i wszedł do wąskiego pomieszczenia. W kącie stał staromodny prysznic, na środkowej ścianie pod oknem umieszczona była toaleta, a po przeciwnej stronie umywalka. Spojrzał zdziwiony na to cudaczne rozmieszczenie i przymierzył się do umycia rąk. Zastanawiał go fakt, w jaki sposób można się dostać do prysznica nie wspinając się na kibel, jednak nie znalazł innego rozwiązania. Żeby umyć ręce należało albo stanąć bokiem do umywalki albo po prostu usiąść na klozecie. Ciekawe, pomyślał Gerard siadając na zamkniętej muszli. Czuł się idiotycznie, jednak było w tym też coś zabawnego. Wytarł ręce w papierowy ręcznik, wstał z ubikacji i skierował się do wyjścia.
- Widziałeś jaka śmieszna łazienka? – zagadnął Franka, który cały czas siedział na łóżku wpatrując się w brudne lustro na przeciwległej ścianie.
- Nie, nie widziałem. – Odparł cicho.
- Mówię ci, żeby umyć ręce musisz usiąść na kiblu. – Zaśmiał się Gerard. – Całkiem wygodne, chociaż głupie. Tak bardzo głupie. – Dodał kręcąc głową.
- Gerard… - zaczął nagle Frank. – Mieliśmy chyba o czymś porozmawiać.
Komisarz zerknął na zgarbioną postać kryminalisty. Siedząc na tym brzydkim łóżku, w za dużej kurtce i podartych spodniach wydał mu się nagle tak piękny w całym swym chaosie. Tak majestatyczny. Lecz się człowieku, pomyślał w duchu i niespiesznie usiadł obok Franka.
- Tak, masz rację. Po to tu jesteśmy. – Opowiedział cicho. – Zatem co chcesz wiedzieć?
Frank spojrzał na niego nieco zdumiony.
- Powiesz mi wszystko tak bez ogródek? Nie będziesz miał żadnych zahamowań, nie zrobi ci się głupio, niczego nie zataisz? – zapytał marszcząc brwi.
- Nie wiem, postaram się. – Bąknął Gerard. – To nie będzie proste. Mogliśmy kupić sobie coś mocniejszego. Chociaż właściwie ja i tak muszę wracać do domu. – Stwierdził przypominając sobie nagle o Kate. – Dobra Frank, im szybciej zaczniemy, tym szybciej będziemy mieć to za sobą. – Powiedział oblizując nerwowo wargi.
- Jak chcesz. – Frank rozłożył ręce w geście poddania.
Zapadła cisza. Słychać było tylko denerwujące brzęczenie starej lampy, która migotała nerwowo. Gerard raz po raz spoglądał na Franka, który wciąż patrzył się w swe odbicie w brudnym lustrze. Jego uszu dobiegło głośne tykanie zegara. Tik tak, tik tak, tik tak…
- Niczego nie chcesz wiedzieć? – zapytał nagle Gerard.
Frank wciąż uporczywie milczał.
- Frank? – Gerard szturchnął go w ramię. – To ja tu płacę za pokój, więc lepiej nie traćmy czasu. – Mruknął chcąc jakoś rozładować napięcie.
- Przestań! – wrzasnął nagle Frank podrywając się z miejsca. – Przestań traktować ludzi tak przedmiotowo!
Gerard nie wiedział jak ma się zachować w stosunku do takiego wybuchu nagłej agresji. Jednak miał już dość całej sytuacji, więc także dał się ponieść emocjom.
- O co ci znowu chodzi Frank?! – krzyknął Gerard również podnosząc się z miejsca. – Cały dzień robisz mi jakieś chore wyrzuty, chcesz porozmawiać, a kiedy oferuję ci szczerość nie przyjmujesz jej! Więc czego chcesz, powiedz mi, czego chcesz?! – złapał go za drobne ramiona i mocno potrząsnął.
Frank zagryzł wargi i spojrzał prosto w duże, rozeźlone oczy Gerarda.
- Wszystkim czego tak naprawdę chcę jesteś ty. – Powiedział.
Komisarz zamknął oczy i puścił chłopaka. Westchnął głęboko i przełknął głośno ślinę.
- Przestań. – Poprosił.
- Ale to prawda. – Brnął Frank. – Nie mogę nic na to poradzić. Kocham cię Gerard i wiesz, dobrze wiesz czego chcę.
- A ty wiesz, że nie mogę ci tego dać. – Powiedział smutno Gee.
- A chciałbyś? – zapytał Frank. – Chciałbyś mnie uszczęśliwić?
- Niczego innego bardziej nie pragnę. – Wyszeptał z przerażeniem Gerard. Spojrzał podenerwowany na spokojną twarz Franka próbując przejąć z niej choćby szczyptę opanowania. Jednak wciąż cały się trząsł.
- I to cię przeraża Gerard? – Frank dotknął dłonią jego policzka. Gerard odsunął lekko głowę. – Przeraża cię to. Przeraża cię, że możesz być bardziej szczęśliwy ze mną niż z Katelyn. O to chodzi?
- Nic nie rozumiesz. – Wyszeptał Gee. Odwrócił się i podszedł do okna.
- To mi wytłumacz! – odparł Frank podniesionym tonem. – Powiedz mi o co chodzi, bo teraz to ja się pogubiłem. Właściwie to ja od początku nie wiedziałem na czym stoję.
- Wcześniej ci to chyba nie przeszkadzało. – Prychnął Gerard.
Frank podszedł do niego szybko i z całej siły odwrócił go w swoją stronę. Aż kipiał ze złości, oddychał szybciej, a z oczu ciskały błyskawice.
- Ostrzegam cię Gerard – zaczął powoli. – przestań stosować te swoje wybiegi, uszczypliwe komentarze i wywyższające stwierdzenia. Doprowadza mnie to do szaleństwa i nie ręczę za siebie. – Zagroził.
- Tak? – Gee podniósł brew. – A co mi zrobisz? Pobijesz mnie? – Dodał kpiąco.
Frank pokręcił lekko głową i wymierzył Gerardowi mocny cios w sam noc. Znaczy celował w nos, jednak pięść omsknęła mu się nieco i trafił w usta. Mimo wszystko celnie. Komisarza odrzuciło nieco do tyłu, polała się krew.
- Co ty do cholery robisz?! – wrzasnął wypluwając krew, która napływała mu do ust. – Jesteś chory, powinieneś się leczyć!
- Przepraszam! – wydukał histerycznie Frank chcąc jakoś pomóc Gerardowi, który męczył się z cieknącą krwią nie mogąc jej zatamować. Spróbował do niego podejść, jednak kiedy znalazł się w odległości pięćdziesięciu centymetrów Gerard złapał go za koszulę i podniósł do góry dłoń zaciśniętą w pięść. Dyszał ciężko, a twarz całą umazaną miał w czerwonej cieczy.
- No dalej. – Powiedział cicho Frank. – Daj mi w pysk. Śmiało. Może wtedy przejaśni ci się trochę w głowie. – Na te słowa Gerard uniósł pięść jeszcze wyżej, a Frank zacisnął mocno powieki. Młody kryminalista poczuł jednak jak komisarz rozluźnia dłoń zaciśniętą na jego koszuli. Otworzył jedno oko i ujrzał jak diametralnie zmienił się wyraz twarzy Gerarda.
- Nic mi się nie musi przejaśniać. – Syknął odpychając od siebie Franka.
- To powiedz. – Naciskał mały. – Powiedz co do mnie czujesz. – Nic, cisza. – Powiedz to. – Powtórzył twardo.
Gerard spojrzał rozwścieczony na dobrze znaną mu postać stojącą dumnie na środku pokoju. Głowę miał uniesioną, brodę wysuniętą, a wzrok utkwiony w nim – krwawiącym komisarzu.
- A co chcesz wiedzieć?! – wrzasnął nie zważając na to, że pluje krwią na prawo i lewo. – Że też się w tobie zakochałem i jestem pieprzoną ciotą?! I to mnie wcale nie bawi, ani nie cieszy, a wpędza w jakąś cholerną depresję, a mimo to wciąż się z tobą użeram i chcę ci pomóc!
To powiedziawszy odwrócił się do Franka plecami nie chcąc, by ten ujrzał jego łzy. Tak bardzo się tego bał. Tak bardzo bał się powiedzieć mu prawdy, bo zdawał sobie sprawę, że od tego momentu będzie jeszcze gorzej. Wszystko się skomplikuje, a oni nie będą już mogli się powstrzymać. Ani ewentualnie zatrzymać. Poczuł jak słona kropla miesza się z krwią w kąciku jego ust. Czuł się poniżony i upokorzony, a jednocześnie taki wolny i szczęśliwy. To nie miało sensu. Od samego początku ta znajomość nie miała sensu. Nagle poczuł czyjąś ciepłą dłoń na swym ramieniu. Wiedział do kogo należy, dlatego jeszcze mocniej zacisnął powieki roniąc przy tym wszystkie łzy jakie miał w zanadrzu. Frank zabrał rękę. Gerard słyszał jak odchodzi od niego, otwiera torbę i czegoś w niej szuka. Później dobiegł go dźwięk kroków, zapalanie światła i jakieś podejrzane szelesty w łazience. Po kilku minutach chłopak był znów przy nim delikatnie trącając go w plecy, żeby się odwrócił. Gerard nie chciał spełnić jego prośby, więc Frank ostrożnie odwrócił go w swoim kierunku. Gee dał za wygraną. Ujrzał spoczywającą w dłoni Franka butelkę wódki oraz kilka papierowych ręczników.
- Co to? – zapytał pociągając nosem.
- Przemyciłem z więzienia od starego Lu. Nie znasz go, dobry człowiek. – Odparł Frank wzruszając ramionami. – Trzeba przemyć ci ranę.
- Chcesz mnie potraktować czystą, zwariowałeś? Zabijesz mnie tym człowieku. – Warknął Gerard wyczuwając pod naciskiem języka miejsce, w którym znajdowało się skaleczenie. – Przecież rozcięcie jest wewnątrz ust.
- Racja. – Mruknął Frank. Niewiele myśląc odkręcił butelkę i pociągnął z niej spory łyk. – Mnie się tam przyda. – Stwierdził upijając kolejny łyk. – Chodź, umyjesz sobie twarz. – Powiedział łapiąc Gerarda za rękę. Zaprowadził go do łazienki i stanął przyglądając się dziwnemu ustawieniu armatury. Podrapał się po głowie i niewiele myśląc namoczył ręcznik, który trzymał w dłoni i odwrócił się znów do Gerarda. Dotknął delikatnie wilgotnym papierem policzków komisarza. Ten wpatrywał się we Franka z mieszaniną odrazy i miłości w oczach. Chłopak delikatnie muskał mokrą chusteczką blade lico Gerarda. Kiedy prawie doprowadził go do normalnego stanu wyrzucił zużyte ręczniczki i wrzucił je do ubikacji, po czym spuścił wodę.
- Gotowe. – Powiedział cicho.
   Gerard jednak wciąż stał naprzeciw Franka świdrując go wzrokiem. Tarasował tym samym drzwi od łazienki, która była wąska do tego stopnia, że nie dało się z niej wyjść. Co za chory hotel, pomyślał Gerard. Ale teraz to było nieważne, jak i zresztą wszystko inne. Kiedy tak patrzył na Franka nie wiedział czego dokładnie chce. Nie wiedział co ma robić, co ma myśleć, czego oczekuje od życia. Widział chłopaka, młodszego od siebie, nieustatkowanego, przestępcę, który wprowadził do jego świata zamęt. Nie widział w nim swojej przyszłości, Frank nie wydobywał z niego cech pozytywnych, a wręcz przeciwnie. Jednak przy nim czuł, że jest naprawdę sobą. Mógł byś arogancki, wredny, niesympatyczny, szczery. Liczył się z tym, że może oberwać za to po mordzie, jednak nie przeszkadzał mu ten przykry fakt. Wszystko inne było niczym w porównaniu z tym jak wspaniale czuł się przy tym chłopaku. Jednak uświadomił to sobie dopiero teraz, gdy wypowiedział na głos nurtujące go przeczucia, obawy. Dlatego teraz nie mógł postąpić inaczej jak tylko schylić się i pocałować Franka. Poczuł zaskoczenie chłopaka, jednak szybko uległ magii tego pocałunku. Nieważne, że odbywało się to w ciasnej, brudnej łazience. Nieważne, że Gerard miał zobowiązania wobec kogoś innego. Teraz liczyli się oni. Frank wplótł palce w splątane, czarne włosy komisarza i bardziej natarczywie wpił się w jego usta.
- Auć. – Syknął Gerard rozłączając na moment ich roztańczone wargi.
- Przepraszam. – Odparł nieco wystraszony Frank.
W odpowiedzi Gerard mocniej przycisnął go do siebie przywierając całym ciałem do wątłej sylwetki Franka. Ten również oplótł go rękoma przytulając się najsilniej jak tylko mógł. Gerard jedną ręką sięgnął po butelkę czystej stojącą na umywalce i oderwał się na chwilę od Franka, by pociągnąć łyk prosto z szyjki.
- Auć. – Syknął po raz kolejny, czując silne pieczenie.
   Frank zabrał od niego flaszkę i również się napił. Gee otworzył drzwi i popchnął delikatnie chłopaka. Wyszli z łazienki i Gerard zdecydowanymi ruchami kierował młodego kryminalistę w kierunku dużego łóżka. Frank spojrzał zaskoczony na zdecydowaną minę komisarza, jednak nie zaprotestował w żaden sposób. Pociągnął kolejny łyk i odstawił ją na podłogę. Przyciągnął do siebie Gerarda szarpiąc go za szlufkę od spodni. Ten opadł na drobnego Franka i wpił się w wargi chłopaka ze zdwojoną siłą. Ręce Gerarda powędrowały w stronę kurtki Franka, która już po chwili leżała na ziemi. Jeden guzik, drugi, trzeci, czwarty… Och, dlaczego te koszule muszą mieć ich aż tak wiele? Szybki ruch i gerardowy sweter wylądował na ziemi. Zimny kolczyk musnął delikatnie jego nagi tors. Gee zadrżał leciutko. Muskał palcami liczne tatuaże Franka podziwiając go w duchu za odwagę. Gerard od zawsze bał się igieł. Nagle poczuł jak dłonie chłopaka wędrują w dół, w kierunku jego spodni. Poczuł narastające podniecenie i ekscytację. Szybkie rozpięcie paska, guzika i zamka. Wolny. Gerard poczuł się wolny. A kiedy mógł wreszcie połączyć się ze swą drugą połówką wszystko nabrało sensu. Jakby głębszego znaczenia. Szczyty nie były już tylko szczytami, a odwiecznym pragnieniem ludzkości. Kosmos nie był tylko kosmosem, a bezkresem wyobraźni każdego człowieka. Światło nie było tylko światłem, a czymś co daje nam szczęście i spokój. A on, Gerard czuł się panem tego majestatu. Spotkało go coś pięknego i pomimo bólu jaki odczuwał czuł się spełniony. Pragnął złączyć się z Frankiem ponownie i jeszcze raz. Ugryzł kolczyk w jego wardze i potrząsnął lekko głową śmiejąc się przy tym wesoło. Był taki szczęśliwy. Szczęśliwszy niż kiedykolwiek. Frank opadł obok niego na poduszkę i kiedy zobaczył, że Gerard drży przykrył ich ciepłą kołdrą. Komisarz spojrzał na Franka, który przypominał mu teraz anioła. Najprawdziwszego, takiego który spadł z nieba, by żyć tylko dla niego. Chłopak odgarnął niesforne kosmyki z twarzy Gerarda i uśmiechnął się promiennie. Z jego oczu również biło szczęście.
- Nawet nie wiesz jak bardzo na to czekałem. – Powiedział przytulając się do torsu komisarza. Ten objął go ramieniem i pocałował w głowę.
- Teraz jesteś zadowolony? – zapytał cicho Gerard.
- Tak, to najpiękniejsze święta w moim życiu. – Odparł Frank muskając palcem skórę ukochanego. – Mogę Ci coś powiedzieć? – zapytał nagle.
- Jasne, mów śmiało. – Odpowiedział spokojnie Gerard.
- Nie boję się, niczego się nie boję. Im bardziej cierpię, tym mocniej kocham. Niebezpieczeństwo potęguje miłość. Wyostrza ją, wybacza błędy. Będę jedynym aniołem, którego potrzebujesz. Opuścisz życie piękniejszy nić kiedy je zaczynałeś. Niebo spojrzy na Ciebie. Jednej tylko rzeczy brakuje duszy, tą rzeczą jest miłość. – To powiedziawszy zamilkł.
- Piękne. – Wyszeptał G. – Skąd to znasz?
- Cytat z Lektora. Świetna książka, czytałem w pierdlu. – Odparł Frank.
- Ciężko ci było w więzieniu? – zapytał niespodziewanie Gerard.
- Nie aż tak znowu. – Mruknął w odpowiedzi chłopak. – Jak to w pierdlu, raz na wozie, raz pod wozem. Ale ogólnie nie wspominam tego okresu jako coś niewyobrażalnie strasznego. Miałem gdzie spać. Jednak to był jedyny plus. Mówiłem ci zresztą o tym. Więcej nie zamierzam tam wracać.
- Nie wracaj. – Gerard pocałował go w głowę. – Wiesz – zaczął. – źle mi z tym, że zostałem zawieszony.
- To naprawdę nie była moja wina. – Powiedział cicho Frank. – A jeśli tak, to przepraszam. Nie chciałem, żeby tak się stało.
- Wiem. – Gerard ponownie musnął policzkiem jego głowę. – To nie przez ciebie.
Zapadła cisza. Znów słychać było tylko buczenie lampy i tykanie zegara. Frank słyszał jeszcze bicie serca Gerarda. Cudowny dźwięk. I cudowne uczucie móc leżeć na torsie ukochanego.
- Sądzę, że to Hunter stoi za morderstwem Clair. – Powiedział nagle Gerard.
- Co? – Frank podniósł głowę i spojrzał zaskoczonym wzrokiem na komisarza. – O czym ty mówisz?
- Nie odsuwał by mnie od tej sprawy, a wyciąganie ciebie jako powód było strasznie proste. Zbyt proste i naiwne bym się na to nabrał. – Odparł cicho i poważnie.
- Co chcesz teraz zrobić? – zapytał Frank. – Przecież oddałeś odznakę, broń, nie masz dostępów do akt…
- Nie wiem. Prawdopodobnie nic nie da się zrobić. – Westchnął Gerard. – Po prostu mam takie głupie przeczucie, nieuzasadnione, pewnie bezsensowne. – Pokręcił głową.
Frank położył głowę na torsie Gerarda i ponownie wsłuchiwał się w bicie jego serca. Tym razem jednak myślał intensywnie. Co jeśli Gerard ma rację? Jeśli ten podejrzany komendant rzeczywiście maczał w tym swoje brudne łapska? A teraz siedzi w wygodnym fotelu i cieszy się, że pozbył się zbyt dociekliwego komisarza i jego kryminalnego wspólnika, którzy pewnie odkryliby prawdę. Czego jak czego, ale niesprawiedliwości Frank nienawidził.
- Pomogę ci Gerard. – Powiedział nagle.
- Co?
- Pomogę ci dociec prawdy. – Powtórzył Frank.
- Jak? – zapytał zaskoczony G.
- To będzie niebezpieczne i na bakier z prawem, ostrzegam. – Zaczął chłopak. – Poszperamy, powęszymy gdzie trzeba, być może załatwimy ci lewą odznakę i broń, żebyś był bardziej wiarygodny… To da się zrobić. – To powiedziawszy pocałował Gerarda w nos. Ten spojrzał z czułością na wesołą twarz Franka i pocałował go delikatnie w usta zahaczając przy tym o ten srebrny kolczyk.
- Lubię twój kolczyk, wiesz? – zagadnął między pocałunkami.
- Wiem. – Odpowiedział Frank kąsając lekko wargę Gerarda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz