2 stycznia 2014

8.


It's just I'm constantly on the cusp
Of trying to kiss you
I don't know if you
Feel the same as I do

 

  
- Czy nie powinieneś najpierw zabrać go na komendę, a dopiero potem przesłuchiwać? – zapytał Frank drepcząc dziarsko obok Gerarda. Ten wszedł po schodkach i stanął naprzeciw białych drzwi frontowych.
- Nie mamy na to czasu. – Mruknął dzwoniąc do drzwi.
- Ale chyba takie są zasady. – Brnął dalej Frank. – Znaczy procedury, czy jak wy to tam nazywacie. – Machnął lekceważąco ręką. Gerard starał się nie zwracać na niego uwagi. – Kiedy mnie złapano, zawieziono prosto na komisariat i dopiero tam przesłuchano. Znaczy no, oni mieli więcej dowodów, że to ja zrobiłem. Ale przecież my mamy list. To wystarczające potwierdzenie, że chłopak wcześniej kłamał i tyle. – Wzruszył ramionami.
- Posłuchaj, - Gerard zmusił Franka, by ten na niego spojrzał. – my nie chcemy wsadzać chłopaka do więzienia. Przynajmniej nie od razu. – Mruknął pod nosem. – Chcemy się dowiedzieć komu ten szczeniak zlecił zgwałcenie Clair.
- Ale przecież… - zaczął Frank, jednak nie dane mu było dokończyć gdyż drzwi mieszkania otworzyły się. Stanął w nich krępy mężczyzna, około pięćdziesiątki, w kraciastym szlafroku. Jego twarz wyrażała głębokie zdumienie.
- Dobry wieczór, – powiedział szybko Gerard. – nazywam się Gerard Way, jestem komisarzem śledczym. – Tu wyjął błyszczącą odznakę. – Czy zastałem Scotta Harrisa?
Mężczyzna spojrzał najpierw na Gerarda, później na Franka. Podrapał się lekko po skroni wciąż zaskoczony tą nagłą i późną wizytą.
- Panowie z policji? – zapytał w końcu.
Gerard spojrzał na zmieszanego Franka, po czym odparł:
- Taak, można tak powiedzieć. To psycholog policyjny. – Ruchem głowy wskazał na swego towarzysza.
- Cześć. – Mruknął niepewnie Frank.
- Przepraszamy za tak późną porę, ale to sprawa niecierpiąca zwłoki. – Usprawiedliwiał się Gerard. Jesteś komisarzem, pomyślał Frank, nie musisz się tłumaczyć. – Chcielibyśmy porozmawiać z pana synem, Scottem. Chodzi nam o śledztwo w sprawie śmierci Clair Hudson.
- Och, Clair! – mężczyzna złapał się za głowę. – Oczywiście, straszna historia. Proszę, proszę wejść. – To powiedziawszy wpuścił ich do środka. Stanęli we trójkę w niewielkim korytarzyku, ledwo się mieszcząc. Frank poczuł znajomą woń Gerarda i uświadomił sobie, że stoi tuż obok jego ramienia. Uśmiechnął się pod nosem. – Zaraz zawołam Scotta. Mają panowie szczęście, że chłopak późno chodzi spać. Wołami nie można go zaciągnąć do łóżka. – Westchnął, po czym przeszedł w głąb domu.
- Gerard. – Syknął Frank, gdy tylko stracił starego z pola widzenia.
- Co chcesz? – Odparł równie cicho Gee.
- Skąd wiesz, że dzieciak będzie coś wiedział? O tym gościu, który zgwałcił Clair? – zapytał.
- Mam dziwne przeczucie, że Scotty wszystko sobie zaplanował. – Mruknął Gerard. – Sądzę nawet, iż był skłonny zmusić pracownika Masona, żeby ten nie mógł wykonać roboty, tylko po to, by sprowadzić jakiegoś innego typa, którego nie zna tu nikt.
- Serio Gerard? – Frank spojrzał na niego niepewnie. – To zwykły szesnastolatek. A ty robisz z niego potwornego przestępcę. – Prychnął cicho.
- Jeśli okaże się, że młody faktycznie nie maczał palców w tej podmiance damy mu spokój. Jednak czuję, że to on za tym wszystkim stoi. Już raz mnie okłamał. – Dodał chcąc upewnić się w swojej dedukcji. – Ty znasz tego Masona, prawda?
- Znam. – Potwierdził Frank. – Zwykły alfons, nawet niezbyt groźny. I łatwo go przekupić. – Dodał cicho. Gerard wystarczająco długo zawiesił na nim wzrok, by dać mu do zrozumienia, że jego tok myślenia jest słuszny. – Oj no dobra, może masz rację.
- Sądzę, iż chłopak zdradzi nam więcej, kiedy będzie czuł się w miarę bezpieczny. – Kontynuował szeptem Gerard. – A gdzie człowiek czuje się najlepiej?
- We własnym domu. – Dokończył za niego Frank. – Ale ty wiesz, że to tylko teoretyczne założenie, nie? Ja swojego domu wolę nie wspominać. – Dodał.
- Czy mógłbyś przestać za wszelką cenę udowodnić mi, że moje myślenie jest błędne? – Gerard spojrzał na niego spode łba. – Naprawdę działasz mi tym na nerwy.
- Och przepraszam. Pan komisarz zawsze górą. – Odciął się Frank.
Gerard nie zdążył rzucić pod jego adresem żadnej kąśliwej uwagi, ponieważ w tym momencie obydwaj usłyszeli głos ojca Scotta:
- Zapraszam! Proszę wejść!
   Gerard przepuścił Franka w drzwiach i razem weszli do ładnie urządzonego, jasnego salonu. Staromodny telewizor był włączony, nadawali właśnie jakieś wiadomości. Paliła się tylko stojąca lampka, a na drewnianym stoliczku stał kubek z herbatą. Na ten widok Gerarda ścisnęło lekko w sercu, jednak nie dał tego po sobie poznać. Starał się nie zwracać uwagi na tę rodzinną i przyjemną atmosferę jaka tu panowała. Franka aż mdliło na myśl o tak kochającym domu.
- Scotty jest na górze, powiedział, że kiepsko się czuje, ale zaraz zejdzie, by… - zaczął stary, jednak nie dane mu było dokończyć.
- Nie, - przerwał mu Gerard. – niech nie schodzi na dół. My możemy pójść do niego. – Na widok niepewności na twarzy pana Harrisa dodał: - To tylko zwykłe uzupełnienie zeznań. Chcielibyśmy porozmawiać z nim na osobności.
- Taak. – Mimo zapewnień komisarza ojciec nie wyglądał na przekonanego. Frank uśmiechnął się do niego ciepło, by go jakoś do siebie przekonać. Swoją drogą miał z niego niezły ubaw. Stary ciągle paradował w kraciastym szlafroku, był nieco zaniepokojony, a Gerard ukrywał przed nim fakt, iż jego syn przyczynił się do zgwałcenia najlepszej przyjaciółki. Ach te problemy rodzinne, pomyślał z przekąsem. – Proszę, tam są schody. Pierwszy pokój na lewo.
   Frank kiwnął głową, po czym ruszył za Gerardem. Reszta domu prezentowała się równie uroczo co salon. Był to mały, skromny domek, urządzony w klasycznym amerykańskim stylu. Widać było w tym kobiecą rękę, która dotknęła go jednak jakieś trzydzieści lat temu. Od tamtej pory chyba niewiele się zmieniło, sądząc po szydełkowanych serwetkach na telewizorze i starych, kwiecistych abażurach. Frank nienawidził niczego co kojarzyło mu się z domem, a jego matka wprost uwielbiała takie dodatki. Dlatego czuł się tutaj tak dziwnie i nieswojo. Mimo to szedł twardo za swym przewodnikiem, ponieważ jak wcześniej stwierdził, była to jego najciekawsza noc w życiu. Zatrzymali się przy niedomkniętych drzwiach i Gerard zajrzał do środka, by upewnić się, że to pokój Scotta. Mimo wszystko zapukał w nie i gdy usłyszał magiczne słowo wszedł do środka.
   Ich oczom ukazał się pokój typowego nastolatka. Podobnie jak u Clair, na ścianach wisiały plakaty, na biurku panował bałagan, a łóżko było niezaścielone. Jedyną różnicą był fakt, iż osoba go zajmująca żyła i w tym momencie rzucała im na pół przerażone, na pół podenerwowane spojrzenia.
- Witaj Scotty. – Rzekł dziarsko Gerard. Chłopak nadal przyglądał się im badawczo.
- Dobry wieczór. – Odpowiedział jakby z trudem. Zmusił się jednak, by zrzucić niepotrzebne rzeczy z kanapy robiąc im miejsce. Frank usiadł od razu, natomiast Gerard podszedł do biurka i od niechcenia przerzucił pojedyncze świstki.
- Co u ciebie słychać młody, hm? – zapytał komisarz.
- Raczej w porządku. – Odparł chłopak drapiąc się po głowie.
- To dobrze. – Stwierdził Gerard wycierając kurz z dębowego biurka. Dębowe, takie samo jak na moim komisariacie, pomyślał. – Frank? – zwrócił się do towarzysza. Gdy ten spojrzał na niego pytająco, dorzucił: - Wyczyściłeś dzisiaj moje biurko?
- Jasne, na glanc. – Odparł lekko. Zastanawiał się dokąd prowadzi taktyka Gerarda, jednak musiał przyznać, iż bawił się przednio widząc coraz większe zestresowanie na twarzy Scotta. Z każdą kolejną minutą tej całej szopki uwidaczniała się jego niepewność i wina.
- A ty, Scotty, lubisz swoje biurko? – zapytał nagle. Chłopak nieznacznie drgnął i spojrzał na Gerarda zastanawiając się o co im tak naprawdę chodzi.
- Lubię, raczej. – Odpowiedział niepewnie.
- Tak samo jak lubiłeś Clair czy może trochę bardziej? – brnął Gerard. Frank mógłby przysiąc, iż po plecach Scotta spłynęły pojedyncze kropelki potu. Biedactwo. – Zaraz, przecież Clair też lubiłeś nieco bardziej niż ona sama tego chciała, prawda?
- Nie wiem o czym pan mówi. – Odpowiedział chłopak, jednak nieco zbyt szybko. Frank wygodniej rozsiadł się na łóżku.
- Och, sądzę, że dobrze wiesz. – Mruknął Gerard siadając okrakiem na krześle. Nieszczęsny Scotty stał teraz na środku pokoju, po jednej stronie mając Franka, a po drugiej komisarza.
- Clair była moją przyjaciółką. – Powtórzył.
- Na pewno? – zapytał jeszcze raz Gerard. – Wiesz, sądzę, iż podczas naszej ostatniej rozmowy nagiąłeś nieco fakty. Może wypadałoby je teraz wyprostować? – spojrzał na niego protekcjonalnie.
   Scotty nie wiedział co ze sobą zrobić. Raz chował ręce do kieszeni, by po chwili znów je wyjąć. To było całkiem zabawne, jednak Frankowi zaczynało się nudzić. Niechże to całe śledztwo jakoś się ruszy, a nie wciąż stoi w miejscu. Gerard bawił się z chłopakiem w kotka i myszkę, ale to nie skutkowało. Myszka wciąż szła w zaparte.
- Gerard przestań już się z nim bawić, tylko przedstaw mu nasze odkrycie. – Mruknął ziewając cicho.
Komisarz zaśmiał się pod nosem. W pewnym momencie Scotty nie wytrzymał.
- Co to ma niby być? – syknął. – Ty jesteś złym gliną, – wskazał głową na Gerard. – a ty… - zawahał się. – kim ty do cholery jesteś? – zapytał Franka.
- Psychologiem policyjnym. – Odparł za niego Gerard.
- Podobasz mi się jako zły glina. – Stwierdził Frank mrugając do komisarza. Ten przeszył go spojrzeniem, jednak kryminalisty to nawet nie zawstydziło.
- Jesteście ostro popieprzeni. – Stwierdził Scotty.
- Jednak chyba nie na tyle, by wynajmować męską dziwkę, żeby zgwałcił najlepszą przyjaciółkę, bo ta nie chciała się z tobą przespać. – Rzucił oskarżycielsko Gerard.
- No stary, z tym to przegiąłeś. – Pokiwał głową Frank.
- O czym wy mówicie? – Scott starał się wyjść z tej sytuacji obronną ręką, jednak powoli tracił grunt pod nogami.
- O tym. – Rzekł Gerard wyciągając list. – Przeczytam Ci go, żebyś sobie przypomniał o czym mówimy.
Droga Clair,
Być może czytając ten list uznasz, że do końca mi odbiło, ale w zasadzie to będziesz miała rację. Piszę do Ciebie kolejny raz, a Ty wciąż milczysz i nie chcesz ze mną porozmawiać. A ja nie mogę dłużej wytrzymać w tej niepewności. Owszem, mówiłaś mi, że nic do mnie nie czujesz, ale i tak wiem, że to nie prawda. Po tym wszystkim co razem przeszliśmy musisz coś do mnie czuć. Kocham Cię Clair tak bardzo, że nawet nie potrafisz sobie tego uświadomić. Kocham Cię nawet po tym jak mnie wystawiłaś, wówczas, w kawiarni na przedmieściach. Kocham Cię mimo to, iż widziałem Cię na przerwie z Markiem. Kocham Cię i nie przestanę, dlatego daję Ci ostatnią szansę. Szansę na to, by nasza przyjaźń przetrwała. Obiecuję, iż nigdy więcej nie poruszę tego trudnego dla Ciebie tematu. To będzie swego rodzaju list pożegnalny, ale pragnę, byśmy spotkali się na neutralnym gruncie i wszystko sobie wyjaśnili. Chcę, by nasza przyjaźń przetrwała, bo jest ona dla mnie szalenie cenna. Resztę wskazówek da Ci Jennifer. Odszukaj ją jutro w szkole i powołaj się na mnie.
Scotty.”
Twarz chłopaka przybrała niezdrowy, zielony kolor. Jakby miał się zaraz porzygać. Gerard ostrożnie schował list do koperty i zdjął rękawiczki.
- Nie… Nie macie dowodów, iż to ja napisałem. Mógł mnie przecież ktoś wrobić… - zaczął nieporadnie Scott.
- Przejrzałem przed chwilą kilka twoich fiszków. Jestem pewien, że to twoje pismo. – Mruknął Gerard zakładając ręce na piersi.
- Okej, dobra. – Chłopak przymknął oczy. – Chciałem się z nią spotkać, by wszystko wyjaśnić. Nie mam nic wspólnego z tym, że ją zgwałcono i zamordowano, jasne?
- O tak, a Gun wybrałeś zupełnie przypadkowo, tak? – warknął Frank. – Serio stary, są lepsze miejsca na taką rozmowę. Nie musiałeś umawiać się z nią w klubie, gdzie aż roi się od psychopatów, dilerów i męskich dziwek. Twój argument jest inwalidą. – Westchnął wzruszając ramionami.
   Scotty przenosił wzrok z Gerarda na Franka i odwrotnie. Widać było panikę w jego oczach i z każdą kolejną sekundą, zarówno komisarz jak i młody brunet, byli pewni, iż chłopak stoi za ukartowaniem tego morderstwa. A przynajmniej za gwałtem. Ten jednak za wszelką cenę starał się wymyślić jakieś inne kłamstwo, by zdołać obronić się przed stawianymi mu zarzutami. Niestety bezskutecznie.
- Dobra. – Jęknął cicho. – Przyznaję, to ja. To ja to wszystko ukartowałem. – Zaczerpnął gwałtownie powietrza. – Ale to nie miało tak być! Ona nie miała zginąć, ja… Ja tylko chciałem, żeby dostała nauczkę! Ja naprawdę ją kochałem! Całym sercem i całą duszą!
- Ktoś kto kocha nie robi takich rzeczy. – Stwierdził nagle Frank. – Potrzebujesz pomocy synu.
- Twój ojciec o tym wie? – zapytał przezornie Gerard.
- Nie, nie wie o niczym. – Westchnął załamany Scott.
- Ale my powinniśmy. – Odpowiedział komisarz. – Posłuchaj, jeśli naprawdę kochałeś tę dziewczynę powiedz całą prawdę. Bo teraz tylko to może cię w jakiś sposób uratować.
   W tym momencie chłopak rozpłakał się. Nie był to wymuszony płacz, ale prawdziwy. Na Franku nie zrobiło to żadnego wrażenia. Wielokrotnie widział jak więźniowie żałują popełnionego czynu. Popełniali samobójstwa, okaleczali się, mieli koszmary. Dla niego była to normalka. A Gerard? Gerard nie potrafił mu współczuć, nie po tym co zrobił.
- No więc… - chlipnął. – wyznałem Clair co do niej czuję. Jednak ona nie chciała mnie słuchać. Mówiła, że zwariowałem, że jestem głupi i że nie mogę jej kochać. Chciałem ją jakoś do siebie przekonać, jednak nie potrafiłem. A ona zachowywała się tak, jakby mnie nie było. Jakbym nie istniał. To bolało, to tak bardzo bolało. Zaczęła umawiać się z tym całym Markiem, olewała mnie po całości. Zdenerwowałem się, byłem strasznie przygnębiony. Postanowiłem ją jakoś ukarać, jednak to nie miało tak wyglądać. Miała tam przyjść, poczekać na mnie. Ten gość, którego wynająłem miał się do niej dobierać, jednak ja chciałem w pewnym momencie wkroczyć i ją uratować. Pokazać jej, że naprawdę coś do niej czuję!
- Załatwiłeś tego gościa od Masona? – zapytał nagle Frank.
- Tak. Poszedłem tam jednego wieczoru i dogadałem się z Masonem. To miał być niejaki Paul Scrouch. Dostałem jego zdjęcie i ogólne dane. Pełen profesjonalizm. – Mruknął. – Jednak kiedy wszedłem tam, by ją uratować okazało się, że nikogo nie ma. Ani Paula, ani Clair. Odnalazłem Masona, a ten powiedział mi, że Clair tutaj była, ale wyszła kilka minut temu. Dodał też, że dobierał się do niej facet, ale to nie był Paul. Wyjaśnił mi, że on nie mógł przyjść i załatwił sobie zastępstwo. – Ukrył twarz w dłoniach.
- I co było dalej? – Gerard oczekiwał odpowiedzi.
- Poszedłem do domu. Myślałem, że Clair także wróciła do siebie, a ten typas po prostu wykonał zadanie. Dopiero później, rano, dowiedziałem się, że ona nie żyje. – Odparł łamiącym się głosem.
- A co z Jennifer? – zapytał nagle komisarz. – Dlaczego ją w to wciągnąłeś?
- To była zwykła szczeniacka zagrywka. Miałem na nią haka i postanowiłem to wykorzystać.
- Och i przypadkiem wciągnąłeś ją we współudział tak? – prychnął Gerard.
- Nie chciałem tego. – Wyszeptał Scott. – Ja naprawdę tego nie chciałem…
W pokoju zapadła cisza. Gerard starał się zebrać myśli. Jego teoria była mniej więcej słuszna, jednak wciąż brakowało mu odpowiedzi na podstawowe pytanie: kto zgwałcił i zabił? Brakowało najważniejszego elementu układanki.
- Nie wiesz zatem kto zamordował Clair? – z tym pytaniem ubiegł go Frank.
- Nie wiem. – Odpowiedział. – Nie mam pojęcia kogo tamten chłopak wziął na podmiankę.
- Masz numer do tego całego Paula? – dopytywał się.
- Gdzieś chyba był. – Scotty zamyślił się na chwilę, po czym wstał i podszedł do biurka. Otworzył dolną szufladę i wyjął z niej białą teczkę. Podszedł do Franka i podał mu ją bez słowa.
- Hoho, Mason nieźle sobie poczyna z tą swoją agencją. – Stwierdził wertując jej zawartość. Zamknął ją, założył gumkę i rzucił Gerardowi. – Łap, tam mamy wszystkie dane.
Gerard przechwycił teczkę i sam do niej zajrzał. Potem przeniósł wzrok z powrotem na wynędzniałego chłopaka i rzekł:
- Pojedziesz z nami. A w zasadzie to pojedziesz na policję. Razem ze swoim ojcem. Jennifer, Mason i Paul też mam będą.
   Po tych słowach skinął na Franka, by został z nim w pokoju. Ten przyjął polecenie. Komisarz zostawił mu swoją broń, by Frank miał jakieś zabezpieczenie na wypadek, gdyby Scott zechciał uciekać. Gerard wyszedł z sypialni chłopaka i wykonał kilka telefonów. Zawiadomił kogo trzeba i poprosił, by stawili się pod wskazanym adresem. Wyjaśnił pokrótce w czym rzecz. Dan miał zjawić się tu za moment. Sam zszedł na dół, by porozmawiać z ojcem Scotta. To nie była łatwa rozmowa. Ojciec najpierw spojrzał na niego jak na wariata, później zaczął usprawiedliwiać syna, by pod koniec po prostu się rozpłakać. Gerard pierwszy raz odbył z kimś taką rozmowę i musiał przyznać, iż było to trudniejsze niż sądził. Musiał wyjść na chwilę na powietrze, by się przewietrzyć i złapać dystans do całej sprawy. Przysiadł na schodach, otworzył teczkę i jeszcze raz przejrzał materiały o Paulu. Znalazł w końcu numer jego telefonu, adres i inne potrzebne dane. Zamierzał przekazać to śledczym, by podjęli trop. Sam nie miał już dzisiaj siły. Nieoceniona okazała się pomoc Franka. Gerard nie spodziewał się, iż ten mały okaże się aż tak potrzebny. Pomimo niektórych jego docinek polubił go. Nawet bardzo. Czasem zastanawiał się nawet czy nie za bardzo… W tym momencie nadjechały radiowozy. Gerard wstał, otrzepał spodnie i podszedł na skraj chodnika. Z pierwszego z nich wysiadł Dan.
- Cześć stary, widzę, że nie próżnowałeś dzisiaj. – Poklepał Gerarda po ramieniu. – Kogo mamy zabrać?
- Chłopak jest na górze. Przyda mu się porządny psycholog, bo jest w niezłej rozsypce. Jednak dużo wie i jest winny. Ale nie zabił. – Westchnął Gerard.
- To kto zabił? – zapytał zdziwiony Dan.
- Tego nie wiem. Ale się dowiem. A Ty mi w tym pomożesz. – Mruknął Gee. – Posłuchaj, w tej teczce są dane Paula Scroucha. Scott Harris wyjaśni wam wszystko na komisariacie. Znajdźcie też Masona, alfonsa z Gun. No i ściągnijcie na komendę Jennifer Brandley. Jej dane są w aktach sprawy. – Polecił.
- Zaraz, a co Ty będziesz robił? – zapytał Dan.
- Muszę przemyśleć parę spraw. – Odpowiedział Gerard. – Zwróćcie szczególną uwagę na zeznania Paula Scroucha. Dopytajcie kogo zaprowadził do Gun na swoje zastępstwo. To ważne.
- Dlaczego Ty się tym nie zajmiesz? – Dan nie dawał za wygraną.
- Bo muszę zająć się kimś innym, jasne? – odparował Gerard.
- Okej stary, wyluzka. Tak tylko pytam. – Mruknął policjant. Kiwnął na resztę podwładnych, którzy przyjechali z nim, by skierowali się za nim do domu. Zanim jednak wszedł do środka, Gerard zawołał:
- Hej Dan!
- No?
- Nie zdziw się, jeśli zobaczysz tego kryminalistę, który u nas sprząta. Pomaga mi. – Powiedział cicho Gerard.
- Mam powiedzieć, żeby do ciebie przyszedł? – zapytał Dan.
   Gerard tylko kiwnął głową i odwrócił się na pięcie. Westchnął głęboko przypominając sobie łzy ojca Scotta. W tym momencie naprawdę nie był pewien czy chce mieć dzieci. Odruchowo sięgnął po telefon, by sprawdzić czy Katelyn nie dzwoniła. Miał trzy nieodebrane połączenia. Przetarł oczy i schował komórkę z powrotem do kieszeni. I tak było za późno, by oddzwaniać. Był przekonany, iż nie mógł teraz jechać na komendę. Musiał zdystansować się od całej tej sprawy, by ochłonąć. Dan to świetny policjant, na pewno dobrze się tym zajmie. Zresztą, nie musiał robić wszystkiego sam. Jest jedna rzecz, którą sobie obiecał i tego dotrzyma. Musi dopaść tego bandytę. Nagle czyjaś dłoń spoczęła na jego ramieniu.
- Hej, oddaję broń. – Usłyszał za sobą znajomy głos. Odwrócił się i zobaczył Franka.
- Dzięki. – Mruknął biorąc Shilę. Schował ją do kabury i opuścił kurtkę.
- Jedziesz teraz na komendę? – zapytał nagle Frank.
- Powinienem. – Odparł szczerze Gerard.
- Ale? – Frank uniósł brew.
- Ale muszę to wszystko przemyśleć. Poleciłem Benowi, by przesłuchał świadków. Zresztą, na pewni nie znajdą wszystkich. Póki co zamkną tylko Jennifer i Scotta. Wrócę jutro i się tym zajmę. – Stwierdził.
- Tak. Masz już jakieś podejrzenia komisarzu? – Frank starał się dowcipkować.
- Nie teraz Frankie. – Mruknął zmęczony Gerard. – To był długi dzień.
- Nazwałeś mnie Frankie. – Zauważył kryminalista.
- Wybacz. – Zaśmiał się cicho komisarz. Między nimi zapadła cisza. Frank szurał butem w śniegu, a Gerard wpatrywał się w nagie drzewa ponad ich głowami. – Odwiozę Cię do domu. – Powiedział nagle.
- Gdybym jeszcze miał dom. – Bąknął Frank.
- Czyli wracasz do aresztu? – Gerard podrapał się po głowie.
- Chyba nie mam wyjścia. – Westchnął cicho.
- Dziękuję ci Frankie. – Powiedział niespodziewanie Gerard.
- Dziękujesz mi dzisiaj drugi raz. – Zauważył chłopak. – To zaczyna się robić podejrzane.
Komisarz musnął palcem wskazującym nos kryminalisty. Ten uśmiechnął się szeroko.
- Po prostu gdyby nie ty, nie byłbym teraz w tym miejscu, gdzie jestem. – Odparł.
- Czyli jednak na coś się przydałem. – Frank uśmiechnął się jeszcze szerzej. – I nawet coś dla ciebie znaczę. – Dodał bardziej poważnie.
- Znaczysz. – Przyznał Gerard. – Chodź odwiozę cię do aresztu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz